Jedzenie od zawsze było dla mnie przyjemnością, ale poziom który odczuwam teraz, nawiązując z nim bliski kontakt - jest 457% wyraźniejszy. Na tym etapie są to ciarki na twarzy oraz ciele. I soczystość, która sprawia że podczas ugryzienia owocu przyjemnie się krztuszę... :)
Po moich 26 dniach poznałam sporo nowych smaków. Surowych smaków :) Nie mam narazie ambicji i zmysłu do wymyślania potraw i eksperymentowania za bardzo w kuchni, jak narazie wciąz jestem zakochana w prostych sałatach z oliwą i sokiem z cytryny. Działają na mnie tak bardzo energetycznie i alkalizująco...
Wczoraj zrobiłam pierwsze surowe ciastka, które przyznam że bardzo smakowały. Były to ciastka ze zmiksowanych fistaszków i daktyli w proporcji 3:2. Otoczone w sezamie. Niepowtarzalność tej słodyczy wynagrodziła nawet fakt, że nie były kruche :) Zdarzyło mi się również przyrządzić puree z kalafiora i sporo różnych przypadkowych lecz zawsze dobrze smakujących wersji pesto. A najbardziej zaskakującym smakiem okazała się dla mnie surowa cukinia i surowe, lekko zamarynowane pieczarki :)
W najbliższej kolejności czaję się na zrobienie jakiejś zupy i wyszukanie najlepszego sposobu na pochłanianie surowych buraczków :) W planie jest również intensywne korzystanie z tanich pomidorów, ogórków i śliwek. To tyle, jeśli chodzi o jedzenie...
:) Moim odkryciem był surowy kalafior. Robiłam z niego coś na kształt "twarożku", miskowałam porządnie, dodawałam szczypiorek i rzodkiewkę i naprawdę smakował jak twarożek:) Jak to surowe jedzenie niezwykle się prezentuje przy "przetworzonym", zupełnie inna jakość.
OdpowiedzUsuń"Miskowałam" = miksowałam:)
OdpowiedzUsuń