czwartek, 9 września 2010

Mikser is dead...


Zdaje się, że już miesiąc za mną... od kiedy do 15.00 żywię się na żywo :) Ten sposób jedzenia jest magiczny, choć nie zawsze jestem w stanie aż tak to doceniać.  Ale nie znudził się i wciąż jestem zauroczona tym, jak wiele dobrego dla mnie robi. Jedynym problemem, powaznym... jest to, ze zepsuł się mój mixer z PRL-u... mój jedyny sprzęt miksuje tylko i wyłącznie banany i miękkie liście sałaty. Zero pesto, zero gaspacho z papryką.... zero szejka z kapustą !!! ;(

Jestem bardzo niezadowolona z faktu zepsucia mixera, nie wyobrażam sobie dalszego kucharzenia bez niego. To oczywiscie nie jest pretekst, żeby zaprzestać aprobowania raw food, alę.... kurcze.... utrudnienie się czyni. Bo ja... puki co... wciąż pozostaję bez przychodów...

Z witarianizmem jest tak, że mega ważne jest codzienne doinformowanie. Kiedy tylko pozwolimy sobie na przerwę... wracamy do rzeczywistości, którą rządzi tradycyjny posiłek. Wystarczy jeden artykuł dziennie, żeby nie zwątpić i nie zapomnieć... To bardzo istotne. Nie przestaję czytać :)

1 komentarz:

  1. No ja czekam z utęsknieniem na nowe wpisy/przepisy :)

    OdpowiedzUsuń