piątek, 24 września 2010

Sałatka - perfect lunch!


Mam blender i odzyskałam zadowolenie. Kremowe shejki dały światło nowym nadziejom. Różnica pomiędzy nimi, a tymi przyrządzanymi ręcznym mixerem, starym niczym PRL, jest kolosalna :) teraz dopiero nabieram ochoty na kombinowanie, eksperymentowanie ze składnikami i proporcjami koktajli, które uśmiechają się do mnie każdego ranka. Modlę się jedynie o jedno... żeby ten taniutki sprzęt za szybko mi nie podziękował... bo wiadomo, że nie dam mu odpocząć ani jednej doby :)

Kosztem tego cacka zostałam na tą chwilę bez grosza, ale za to z całkiem pełną lodówką i blatem niczego sobie. Przez kilka dni nie umrę :) sałatek powstanie masaaa...


A oto moje ulubione składniki sałatkowe :)
  • LIŚCIE :) och... kocham liście i zawsze kochałam, moje porzekadło brzmi "posiłek bez liści posiłkiem straconym", oczywiście sama nierzadko stosuję wyjątki kiedy liści w domu brak... ale jeśli tylko mogę, to używam... szpinaku, sałat, kapust, rukoli, selera, pietruszki... liście są podstawą!
  • POMIDORY... soczyste są i przebojowe :) pewnie nie ma osobnika na Ziemi, który nie trawi tych owoców, no bo jak można ? w pomidorach jest coś magicznego, przemawia za tym barwa, zapach, smak i struktura. Więc jeśli tylko dysponuję pomidorami - wnet lądują w sałatkowej misie...
  • PIECZARKI, osobiście stosuję dwa sposoby ich preparowania - marynuję plasterki w mieszance oliwy i soku z cytryny przez 1h w lodówce, albo płasko rozłożone plasterki traktuję solą morską i pieprzem cayenne, i tez odstawiam na ok godzinę. Do obu wersji zdarza mi się czasem dodac zioła, imbir lub cynamon :)
  • ORZECHY... oj uwielbiam, i mimo tego, że nie powinnam ich łączyć coniekiedy z innymi.. łączę... i czuję, że nie jest to dla mojego organizmu wielce złe. Ostatnio jestem zakochana w fistaszkach, dzisiaj kupiłam na targu "te z włoch"... ale dozwolone są każde i każde są dla mnie pociągające :) a przy tym wszystkim niesamowicie sycą sałatkę. Oczywiście staję na baczność z ich ograniczeniem...
  • NASIONA i KIEŁKI, z nimi różnie, nie stać mnie na superfoodsy więc dysponuję lnem, sezamem, słonecznikiem i dynią - zależnie od dnia i godziny :) Generalnie stosuję je zamiennie z orzechami, a przynajmniej tak bym chciała.... Nasionka czynią sałatkę chrupiącą... to mi bardzo odpowiada :) Jeśli mowa o kiełkach to hoduję tylko fasoli mung, one fajnie udają się w zwykłym słoiku. Na inne jeszcze nie mam pomysłu...
  • INNE - wcale mniej ważne! - cudowne... różyczki kalafiora, ogórek, cukinia, rzodkiewka, por, papryka, seler naciowy, świeża kukurydza i groszek...
  • AWOKADO - wiem, że odżywcze, smaczne... lecz rzadko mam do niego dostęp. Ostatnio, kiedy zdołałam je upolować - wmasowałam cały owoc w sałatkę, zjadłam... i było mi konkretnie źle przez 2 h, stąd uwaga - max 1/2 awokado na raz :) ale kochane jest... ( i zdecydowanie nie potrzeba już wtedy oliwy ani orzechów/nasion )
  • CEBULA & CZOSNEK :) proste... - jeśli są, to czynią sałatkę na ostro. Mi to bardzo odpowiada, ale czosnku staram sie używac sporadycznie, bo to silny antybiotyk Raz i silny odstraszacz Dwa. Cebula, zwłaszcza ta biała lub młoda wydaje się być niewinna... :) Jeśli mowa o ostrości to czasem (czyt. zawsze wtedy kiedy mam) wrzucam dość sporo papryczki chilli, to jej sezon!
  • SOS... czyli powłoka, która skleja wszystkie składniki i nadaje im pewien posmak; a także ochrania przed utlenieniem :) u mnie oliwa i sok z cytryny to zestaw najulubieńszy. Mam nadzieję, że wkrótce bedę mogła sobie pozwolić na eksperymentowanie z róznymi olejami (jest ich sporo). Narazie ten zestaw mnie zaspokaja, chociaż czasem jeśli brak cytryny zmuszona jestem do użycia octu jabłkowego lub ryżowego.
  • PRZYPRAWY - sól morska, pieprz świeżo mielony, świeżo mielona gorczyca, pieprz cayenne, suszone zioła (jeśli nie ma świeżych), cynamon, imbir... inne
  • OWOCE - świeżych raczej nie dodaję, suszone w przypadku - gdy są widoczne braki w warzywach :)
To tak mniej więcej wyglądaja moje lunchowe sałatki :)

poniedziałek, 20 września 2010

Napięcie...


Przez ostatnie dni nieco postradałam rozum. Czasem po prostu napięcie spowodowane moją sytuacją życiową przybiera postać tak olbrzymią, że wszystkie malutkie wartości które żyją we mnie gdzieś obok tego "giganta", przestają mieć sens. Mimowolnie są rzucone mu na pożarcie...
Nie jest łatwe odbudowanie ich na nowo, ale staram się bardzo za każdym razem. Postaram się też teraz, od dzisiaj. Zrobiłam niewielkie zakupy warzyw i owoców i startuję z nową energią i entuzjazmem. Tym bardziej, że już w środę znowu będę posiadaczką miksera. Bez niego czułam się jak bez jednej ręki...

Potajemnie zastanawiam się dlaczego prawie wszystko co posiada moc rozładowania napięcia - jest przy tym destrukcyjne. Alkohol, używki, jedzenie... Czy zna ktoś inny, normalny, szybki, tani i nietoksyczny sposób ? Wiem, że sport jest idealny. W moim przypadku świetnie sprawdza się bieganie, ale nie zawsze mogę sobie na to pozwolić, nie zawsze na to zasłużę...

Any suggestion ?

czwartek, 9 września 2010

Mikser is dead...


Zdaje się, że już miesiąc za mną... od kiedy do 15.00 żywię się na żywo :) Ten sposób jedzenia jest magiczny, choć nie zawsze jestem w stanie aż tak to doceniać.  Ale nie znudził się i wciąż jestem zauroczona tym, jak wiele dobrego dla mnie robi. Jedynym problemem, powaznym... jest to, ze zepsuł się mój mixer z PRL-u... mój jedyny sprzęt miksuje tylko i wyłącznie banany i miękkie liście sałaty. Zero pesto, zero gaspacho z papryką.... zero szejka z kapustą !!! ;(

Jestem bardzo niezadowolona z faktu zepsucia mixera, nie wyobrażam sobie dalszego kucharzenia bez niego. To oczywiscie nie jest pretekst, żeby zaprzestać aprobowania raw food, alę.... kurcze.... utrudnienie się czyni. Bo ja... puki co... wciąż pozostaję bez przychodów...

Z witarianizmem jest tak, że mega ważne jest codzienne doinformowanie. Kiedy tylko pozwolimy sobie na przerwę... wracamy do rzeczywistości, którą rządzi tradycyjny posiłek. Wystarczy jeden artykuł dziennie, żeby nie zwątpić i nie zapomnieć... To bardzo istotne. Nie przestaję czytać :)